poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 28 - Finał - bitwa przed zasiewem.

Gdzie i kiedy

Kilka tygodni na zwiadach, zakończone w ostatnim tygodniu miesiąca Onnotangu.

Telegraficzny skrót sesji

Kolejna bitwa z mahotsukai... choć ta raczej nie dorobi się nazwy. :-)

Bitwa wygrana przez siły Klanu. Maho zabity, demony przegnane, przyboczni i siły maho zabite lub w rozsypce. Zwiad zakończony sukcesem!

Opowieść

Pierwsza narada to ustalenie co dalej. Powracają zwiadowcy i opowiadają o rozlokowaniu sił wroga, uzbrojeniu, itp. Sami i Hotaru idą z nimi obejrzeć miejsce obozowiska, gdzie odkrywają pułapki, pewne powody rozłożenia obozowiska oraz ptasich zwiadowców. Hotaru upewnia się, że potencjalny maho jest podobny do tego widzianego we śnie na tarasie, lecz nie jest to ten sam człowiek. Sami ma wątpliwości, czy gość siedzący na widoku, na krześle, rzeczywiście jest maho, a nie tylko wabikiem.

Po zwiadzie yoriki zdają raport gunso "Wachizuce", który zorganizował krótką naradę przed uderzeniem. Wpierw jednak yoriki zdążyli porozmawiać ze swoimi wasalami i sobą nawzajem, a jeszcze wcześniej z Jednookim, który zaoferował, że będzie strzelał do maho.

Narada była krótka, jedynie Sami zaproponował kontrplan wobec planów gunso, które przez resztę zostały przyjęte pozytywnie. Myśliwi skłaniali się ku propozycji Samiego: wystrzelaniu wroga z lasu, bez szarży, lecz typowo "borsuczy" plan zyskał wielu zwolenników, także wśród zwykłych bushi. Gunso uznał kontrargumenty Samiego lecz sam miał wiele swoich, w tym także przewagę zaskoczenia, której rozstrzelanie wroga nie gwarantowało, gdyż wymagało zajęcia pozycji, które było ryzykowne - jeśli dowódca był maho, mógł zauważyć bushi swoimi sposobami. Gdy Sami zorientował się, że nie przekona gunso jak długo jego kontrplan nie będzie również gwarantował przewagi zaskoczenia, zaproponował misję samobójczą!

Śmiały, by nie rzec ryzykowny plan, zakładał, że Sami weźmie głowę demona i podejdzie do maho, pozując za banitę, mającego ciekawe wiadomości. Potem spróbuje go podpalić, co będzie sygnałem dla oddziału, by atakować.

Śmiałość zyskała Samiemu duże uznanie, gunso zaś zatwierdził plan, mimo, że pan Mizoto próbował protestować.

Hotaru, pan Mizoto oraz pan Yoshimaru dali odczuć Samiemu swe niezadowolenie, Sami zobowiązał się do unikania takich sytuacji w przyszłości, do tego, że następne dwie takie okazje będą podlegały ich decyzji. Hotaru wręczyła mu prezent Naomi-hanshu, by następnie poprosić Jednookiego, by wspomógł swoimi umiejętnościami łuczniczymi panów Mizoto i Yoshinmaru. Łucznik się zgodził i bez ceregieli ruszył dalej.

Przed odejściem Sami próbował wymóc na Honshu-san zachowanie bliższe zachowaniu oryginalnego Wachizuki, nawet insynuując, że tamten jest lepszym dowódcą (Dowódco, Wachizuka-sama nie musi wygłaszać płomiennych przemów. Nie musi.). Nie była to udana rozmowa, choć Honshu-san nie pokazał w żaden sposób urazy i zachował się bez zarzutu. Oddział "Leśników" pożegnał też Samiego szpalerem dla bohaterów.

Wyprawa udała się nadspodziewanie dobrze i Sami, zastraszywszy ciemne chłopstwo dotarł przed maho. Po krótkim dialogu jak spod ziemi wyrósł yojimbo tamtego, który wyszedł zza zasieku i jego znak wywołał nie lada efekt na młodym yoriki. Sami znienacka z całą mocą usłyszał w swojej głowie "jego gniew jest wielki", przez moment miał wizję, jakby był w zupełnie innym, odrzucającym miejscu, yoriki na moment był kompletnie skonfundowany, dopiero przywoławszy cały swój niemały honor, Sami oparł się wrażeniom. Przyboczny został po tej stronie zasieku, przekazując "podarek" - sztylet gaijinów. Maho zaczął coś mówić, a wtedy Sami rzucił weń zapaloną oliwą dając sygnał do ataku.

Bitwa rozpoczęłą się właśnie wtedy. Silny wicher odrzucił pocisk, Sami zwarł się z przybocznym, Jednooki strzelił (i trafił), Borsuki rzuciły się do ataku, a heimini do obrony. Sami zwyciężył w swoim starciu, lecz uderzenie w znak miało niezwykłe reperkusje i ranny jeszcze przed starciem yoriki ogłuszony odleciał na dobrych kilka metrów. Hotaru rozkazała swoim szukanie maho, stwierdzając, że tutejszy dowódca to jedynie wabik, kiedy ten znienacka jednak zaczął coś mamrotać i ręce złożył razem. Mała yoriki poprowadziła swój oddział do ataku, zasypując włóczniami i strzałami podleca, jednak jego yojimbo przejął cały atak na siebie, poczym ruszył do ataku na szarżujących Borsuków, krzycząc Ichiro, Fu Leng! Znak na jego zbroi miał piorunujący efekt i nawet Hotaru nie potrafiła zebrać oddziału do walki, zwłaszcza przy kłopotach z zapieczętowanym przez kenku kamieniem. Wkrótce młoda yoriki została właściwie sama naprzeciw szarżującego upadłego Ichiro i musiała sama stawić czoła wizji i głosowi, podobnym tym, które wcześniej paraliżowały Samiego. Udatnie pomógł jadeit, na tyle, że Hotaru miast obrony, zdecydowała się na atak! Ten powiódł się, napastnik został przebity, zaś z jego zbroi trysnął zielony płomień i kompletnie spalił włócznię Hotaru. Młoda Ichiro natychmiast puściła broń, być może ratując się przed sporymi kłopotami.


Przebijając się przez chłopów, dzięki asyście nieocenionych wasali, Sami zaryzykował wszystko w dzikim ataku. Przeskoczył zasiek, wpadł na tarczę drugiego z yojimbo i z całą mocą wbił kryształowy sztylet... w ciało przywołanej właśnie Kyoso no Oni, która z przeraźliwym wrzaskiem rzuciła nim o zasiek i zniknęła w płomieniach, podobnie jak się pojawiła. Na szczęście dla yoriki jego wasale byli nieopodal, a maho i jego strażnik byli zajęci ucieczką, nie pomyśleli więc o dobiciu go.

Rozbicie ogłupiałego chłopstwa nie zajęło Borsukom długo i mogli przyjść w sukurs walczącym w pierwszych szeregach yoriki. Demony nie zaryzykowały konfrontacji z 3 guntai wojska, zaś uciekający zostali dosięgnięci celnymi rzutami oszczepów.

Ciała i przedmioty przy nich spalono. Przesłuchano jeńca Hotaru, który okazał się żałosnym, przerażonym i głupim chłopem. Niewiele rzekł nowego, poza tym, że dwa podobne im oddziały zostały wyprowadzone dokądś kilka dni wcześniej oraz że "wielki pan" czasem miał wizyty, z których najbardziej przygotowywał się do wizyty brata. Opisał też od biedy podejście na szczyt, mówiąc też o siłach nieprzyjaciela ulokowanych tam, mogących zrzucać lawiny na podchodzących.

Po bardzo dobrze przyjętej przemowie do zwycięskiego wojska, Honshu wezwał do siebie Hotaru na krótką naradę, czy iść dalej czy wracać. Choć na fali sukcesu wycieczka ruszyła dalej, wkrótce okazało się, że jeniec pojmany przez grupę Hotaru mówił prawdę o podejściu. Wobec faktu, że nieznane siły nieprzyjaciela były na stoku i na szczycie góry, oddziały miały po kilkunastu rannych (w tym ciężko rannego Samiego) a kilku chłopom udało się zbiec (nie mówiąc o demonach) Honshu nie zdecydował się na ciągnięcie wyprawy dalej, ponieważ nie wiedział, czy możliwym będzie powrót. W ramach nagrody pocieszenia Borsuki wykonały w drodze powrotnej rajd w głąb lasu, ubijając jeszcze kilka patroli wroga, choć składających się jedynie z heiminów.

Jak przewidywał pan Taigen, "Leśnicy" odbili przed miastem w las, mówiąc o innej swej misji, żegnani bardzo ciepło przez pozostałych. Przed rozstaniem, Hotaru poprosiła o rozmowę pana Honshu, by spytać go o to, co mówić w mieście, jak i o sytuację "rodzin uszu daimyo, które nie dorosły do zaszczytu". Honshu-san odpowiedział na oba pytania, jednak odpowiedzi nie podniosły Hotaru na duchu, zwłaszcza, że po powrocie nie zastała oczekiwanego listu od macochy. Niepokój o rodzinę trawi młodą yoriki, która zaczyna rozważać szybką podróż do domu.

Sami do Miasta Odważnych Heiminów nie odzyskuje przytomności.


Ujawniono

  • dlaczego rodziny uszu daimyo nie radzą sobie z zaszczytem czasami
  • że kryształowe noże potrafią być NADER skuteczne
  • pewien bardzo szczególny znak
  • że także demony mogą wybrać odwrót nad walkę
  • z jakiej rodziny pochodzi Honshu
  • że sztylet maho wiele nie mówi


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz